Zaczęło się na Kickstarterze, celem było zebranie 200tyś $ na krótkometrażowy film o gliniarzu, który rażony piorunem i ukąszony przez kobrę zmienia się mistrza kung fu walczącego ze złem (chociaż lepiej byłoby po prostu powiedzieć 'doing his job’).
Udało się bo zebrano grubo ponad 500tyś $, a głównemu bohaterowi przyszło zmierzyć się z robotem automatem do gier, hakować czas, spotkać Thora i co najważniejsze walczyć z drugim wielkim mistrzem kung fu – Kung Fuhrerem!
Tak jest, w te 30 minut upakowano typowego kung fu detektywa rodem z filmów klasy C, wikingów, dinozaury i hitlera, a wszystko podano w estetyce lat 80-tych z po prostu zajebistym soundtrackiem.
Fabuła jest delikatnie mówiąc pozbawiona realizmu i tyle tu fizyki co w Fast 7, ale nie można mieć tego za złe bo Kung Fury jest po prostu pastiszem filmów kina akcji epoki VHS* i to pastiszem doskonałym. Klimat kasety z 'wymiany na giełdzie’ towarzyszy widzowi od pierwszej do ostatniej minuty. Pojawia się oczywiście David Hasselhoff, który nagrał dla Kung Fury tytułową piosenkę – True Survivor.
Trzeba przyznać, że jest epicko. Spodziewałem się zabawnego, dobrze zrealizowanego filmu w takim klimacie i dokładnie to dostałem. Czekam na więcej!
btw 600tyś dolców i pół-profesjonaliści ze Szwecji robią taki film… aż mi się przypomniał smok z Wiedźmina.