Dziesiąta jubileuszowa edycja Reisbrennen 2014 za nami.
Największe w Europie święto japońskiej motoryzacji Reisbrennen 2014 tym razem przeniosło się na nową, większą i szczęśliwie dla nas bliższą polskiej granicy miejscówkę.
Ten zabieg wydawał się logiczny, bo fani imprezy każdego roku wypełniali teren zlotu po same brzegi, a bilety rozchodziły się momentalnie.
Pomimo zupełnie nowego miejsca, tradycyjnie teren imprezy został podzielony na 3 sektory. Na strefę VIP, prezentującą same najgrubsze auta, zlokalizowaną w pobliżu ćwiartki, time attacku i driftu, bilety wyprzedały się podobno w minutę. Nam udało się kupić bilety na Infield, drugi najlepszy sektor imprezy stanowiący przyklejoną do VIPów część imprezowo – namiotowo – zlotową. Najbardziej oddalonym od centrum imprezy i tym samym najbardziej spokojnym sektorem było zawsze Silent Hill.
Nauczeni zeszłoroczną kolejką na wjeździe, w stronę niemieckiej granicy wyjechaliśmy już w czwartek wieczorem. Opcja wskazana, tym bardziej jeśli jedzie się załadowanym po dach civicem na totalnej glebie. Po drodze kupa przygód, od kilkukrotnego oberwania chmury i jazdy z zerową widocznością, po najechanie na truchło jakiegoś martwego zwierzaka (pewnie jeżozwierza) i zerwanie dokładki przedniego zderzaka.
Udało nam się dotrzeć w całości i na miejscu o 4 rano przywitał nas plac pełny aut czekających w kolejce na otwarcie bram. Bez żadnej przesady frekwencji na placu 'poczekalni’ mogłoby pozazdrościć 90% rodzimych imprez tuningowych. Mieliśmy na tyle szczęścia, że mega niski civic nie dał rady wjechać na teren poczekalni i ochrona postawiła nas od razu na prostej w kolejce do bramy wjazdowej. Dzięki temu na teren imprezy wjechaliśmy już po 9tej rano, mniej szczęścia miał kolega z naszej ekipy który wjechał o…. 14stej.
Kilku godzinna kolejka to jednak nic, pogoda była piękna, miejsce znaleźliśmy bardzo fajne, namiot rozłożony, pierwsze zimne piwka otwarte. Czekamy aż wszyscy pozbierają się na swoja miejsca i zacznie się epickie Reisbrennen 2014.
Szybko okazało się, że tegoroczna impreza różni się od poprzednich edycji. Pierwsze co rzuciło się w oczy to chore rozłożenie stref. Ewidentnie najlepszym miejscem do 'zamieszkania’ był w tym roku Silent Hill. Prysznice na terenie strefy, strefa VIP oddalona jedynie o kilkaset metrów, a część toru do Time Attack widziana bezpośrednio zza siatki.
Najgorszym zaś miejscem był Infield!
Zerowa styczność z wyścigami czy driftem, najbliższy prysznic w Silent Hill, a dojście do strefy VIP wymagało 30sto minutowego spaceru albo wyjazdu autobusem (tak serio, autobusem). Żeby było śmieszniej prócz prawie 30 euro za bilet, 5 euro za worek na śmieci, autobus jeżdżący do strefy VIP kosztował dodatkowe 2 euro. Naprawdę nie chodzi o pieniądze, ale kasować za autobus jeżdżący po terenie jednej imprezy? Oczywiście swoim samochodem nie można było przejechać. To była jedna z największych tegorocznych porażek.
Druga to próba zamordowania klimatu imprezy.
Reisbrennen to taki trochę Hradec dla miłośników japońców (jeśli kto na tyle stary by pamiętać co się działo na Hradec Kralove). Prócz dziennych atrakcji strefy VIP, to właśnie klimat wieczornych przejażdżek, wszech obecnej imprezy, palenia gumy i sound checków robił tu największą robotę. Czy może być coś fajniejszego niż 300konne s13 palące gumy w rytm okrzyków publiki i dudniącej muzyki? Może… 500konna Supra paląca gumy w rytm okrzyków publiki i dudniącej muzyki, albo Nismo sadzące półmetrowe marchewy z wydechu i strzelające jak z Kałasznikowa.
Ochrona została zmuszona do ukracania wszelkich objawów palenia wrotek, przejażdżek (nawet w ciągu dnia!), strzelania z wydechu i sound checków. W piątek o 23 całe Reisbrennen 2014 spało, a ja powiem szczerze byłem załamany. Nie tylko zresztą ja, bo w sobotę z samego rana można było zauważyć samochody opuszczające teren imprezy.
My zostaliśmy, w sobotni poranek odbyliśmy długi spacer po prysznic do Sosnowca (Silent Hill), a po obiedzie z grilla kolejny spacer i zwiedzanie strefy VIP.
Tutaj oczywiście sporo grubasów, chociaż mniej niż w zeszłym roku. Różnej maści GTRy , grube GT86, dwie Hondy Civic przygotowane do drag racingu oraz przepiękny NSX. Dzięki uprzejmości chłopaków z EventSeelisberg.ch mogliśmy zwiedzić motopark od zaplecza i mocno napaleni na wyścigi 1/4 mili wylądowaliśmy na głównej widowni.
Przez godzinę było bardzo miło. Sam Eurospeedway robi ogromne wrażenie, człowiek patrzy na te wszystkie zakręty i marzy by po nich polatać (najlepiej bokiem i nie swoim autem). Ćwiartka bardzo fajna! Zdążyłem się zakochać w RX7 i Legnumie, a później w dwóch Evo i jednym R33.
Niedługo jednak później komentator rzucił informację o zbliżającej się nawałnicy, gradzie, burzy i niemiecki Bóg jeden wie czym jeszcze, wraz z prośbą o zabezpieczenie namiotów i wszelkich latających rzeczy. Niebo nad przeciwległą stroną toru momentalnie z błękitu przeszło w złowieszczy granat.
Namiot Ultime jest wyjątkowo podatny na latanie więc szczerze… nie pamietam kiedy ostatnio tak szybko biegałem. Na miejscu okazało się, że namiot leży sobie grzecznie poskładany (nie wiem kto, ale drogi niemiecki frojnde – wielkie dzięk!). Dobiegliśmy w każdym razie całkowicie mokrzy, udało się na szczęście ochronić od deszczu aparat. To był koniec i totalny dramat. Impreza nie wypaliła, klimatu nie ma, ochrona dowala się do wszystkiego i do tego spadła ulewa, która zalała nam namiot i pozamiatała kompletnie wszelkie sobotnie atrakcje.
Wyglądało na koniec i nagle stały się dwie rzeczy. Wpierw podjechał Pan ochroniarz, który poinformował nas o minucie ciszy na cześć zmarłego Paula Walkera i po cichu o tym, że po tej minucie wszyscy wyjeżdżają, trąbią, gazują i palą gumy by oprotestować tegoroczne ustalenia włodaży Reisbrennen. Później nasz teamowy kolega Mateo postanowił odwalić na gołej klacie 'jaskółkę’ na trawiastej alejce. W ciągu kilku minut przyłączyła się do niego niemiecka ekipa i pojawiła się spora widownia, a w następne kilka minut później staliśmy się prawdziwym centrum imprezowym Infield. Śmiałków obdarowaliśmy nawet malutkimi pucharami. Palenie gumy i soundchecki przy naszym namiocie odbywały się tak często, że ochroniarze nie nadążali ścigać kolejnych śmiałków. Po minucie ciszy dla Paula Walkera rozpoczęły się prawdziwe tuningowe zamieszki. Ochroniarze nie mieli już nic do powiedzenia. W końcu mieliśmy okazję doświadczyć na Reisbrennen 2014 tego, czym zachwyciło nas ta impreza rok temu. Rykiem silników, luzem i dobrą zabawą.
To było piękne. Mocne japońce, ścierające opony do zera i cała masa uśmiechniętych i zadowolonych ludzi. Nigdy nie byłem zwolennikiem atrakcji typu „palenie gumy”, jednak tutaj to poprostu buduje klimat zlotu, poza tym palący laka Skyline to nieco inna bajka niż wyciągnięte ze szrotu e36. Trzeba też przyznać, że Niemcy potrafią się fajnie i kulturalnie bawić. Piwo lało się wszędzie litrami, auta wciskały się między stojacych na torze ludzi, a nie było widać żadnych sprzeczek, marudzenia, wypadków czy nerwów. Nie liczę ochroniarza, który goniąc Skyline’a ze swojej winy przysolił w niego na quadzie i przeleciał nad maską 😀
Zabawa trwała praktycznie do rana, na całe szczęście jeden z naszych namiotów pozostał w miarę suchy więc mieliśmy gdzie spać. Trochę przykro było wracać do domu, co było zabawne bo w sobotę rano sami zastanawialiśmy się czy nie podarować sobie reszty imprezy.
Czy wrócimy w przyszłym roku? To zależy w głównej mierze od tego czy organizatorzy wrócą na Motorsport Arena w Oschersleben. Eurospeedway to piękny obiekt, do którego na dodatek jest nam z Polski o wiele bliżej, jednak rozłożenie stref było po prostu katastrofalne. Ochrona i obostrzenia na terenie Reisbrennen 2014 również nie pomogły.
Zdecydowanie bardziej podobało nam się Reisbrennen w Oschersleben bo mniejsza miejscówka skupiała wszystkie atrakcje na mniejszym terenie. Wszystko było pod ręką, a ochrona nie gnębiła każdego, kto wychylił się odrobinę poza stanie w miejscu i palenie grilla.
Na szczęście wszystko skończyło się dobrze choć nie dzięki organizatorom, a dzięki samym uczestnikom zlotu. W takiej ekipie mogę latać na wszystkie eventy bo od śmiechu dostałem w policzkach zakwasów.
Galeria Reisbrennen 2014
Oficjalna strona eventu Reisbrennen