Czy Honda Civic za 500$, może stać się maszyną zaliczającą 10-tki w wyścigach na 1/4 mili?
Oczywiście że tak, w zasadzie każde auto przy odpowiednim budżecie może zmienić się w potwora, tylko że tuning Hondy Civic o której tutaj piszemy, odbywał się praktycznie w całości w garażu właściciela, a budżet bynajmniej nie był bez dna.
Umówmy się, że Honda Civic Coupe DX z 99 roku nie jest sportowym samochodem. Jasne, też kiedyś myślałem że mój 130-konny del Sol to sportowe auto, ale cywilna Honda ze sportem ma tyle wspólnego co Kaczyński z koszykówką. Bądźmy poważni, to ładne i wygodne auto, które jak na swoje 1.6 całkiem sprawnie się zbiera, ale nic więcej.
Jedno co trzeba jednak przyznać, to że niczego się tak prosto nie dłubie jak Hondy, szczególnie za wielką wodą gdzie ceny części do Civica są po prostu śmieszne.
Kyle kupił Civica za niecałe 500$, auto było pozbawione silnika, kół i wnętrza. Miała to być szybka reanimacja i sposób na tanie daily. Kyle budował już hatchbacka do startów na ćwiartkę i potrzebował coś czym mógłby normalnie jeździć. Skończyło się kupnem kolejnego dawcy i w wielkim skrócie remontem całego samochodu.
Włożylibyście do świeżego Civica coupe stare serce? No właśnie Kyle też nie, dlatego kupił kolejnego uturbionego rozbitka by wyciągnąć z niego graty do turbo i komputer Hondata. Silnik był już w dużej części gotowy z uwagi na planowanego wcześniej hatcha do wyścigów z kreski, tak więc pod maskę wpadł praktycznie nowy, zbudowany od podstaw motor – góra z B16, dół z B18c. Do tego kute tłoki CP, korbowody Crower, wałki Skunk2 Pro, przepustnica BDL, kolektor Edelbrocka, kolektor wydechowy AFI i ogromne turbo Bullseye. Z takim zestawem poczciwa Honda Civic łapie trakcję gdzieś tak na 3 albo 4 biegu, dlatego też praktycznie od razu na przód wskoczyły baloniaste slicki.
W ten właśnie sposób Honda Civic nadająca się tylko na złom kupiony za 500$, zmienił się w zdrowego i dopracowanego z dbałością o najmniejsze detale, poskramiacza ćwiartki.
Honda Civic Kyle’a powstawała prawie 7 lat. Kyle zdążył się w tym czasie ożenić, kupić swój pierwszy dom, a nawet spłodzić potomka, ale pomimo tego że życie toczyło się swoim torem i odrywało go od garażowego majsterkowania, to projekt wymarzonego Civica trwał i dobiegł do końca.
To jest właśnie ten rodzaj tuningu, który cenię i podziwiam. Nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi mi o to że gość budował auto 7 lat i za to należy mu się pochwała. Mam na myśli tylko to, że pomimo trudności, pomimo spraw życia codziennego, które umówmy się są często dużo ważniejsze niż zabawa w tuning, projekt dobiegł do końca.
Łatwiej jest oddać auto do warsztatu i dyrygować z pozycji portfela, trudniej jest z poświęceniem budować je własnymi rękoma, nie poddawać się i włożyć w pracę więcej serca niż pieniędzy.
Foto: Grant Cox