Wyjeżdżając do Barcelony myślałem, że bez problemu codziennie wieczorem usiądę i przygotuję wpis, a jak czas pozwoli to złożę też krótki film. Rzeczywistość jednak odpowiedziała jednoznacznie: „Zapomnij!”. Miasto jest wspaniałe i mógłbym się długo nim tutaj zachwycać, ale głównym celem naszego wyjazdu był wyścig Grand Prix. Pora napisać o tym co działo się na torze, a działo się nie mało.

Circuit de Barcelona-Catalunya znajduje się w położonej na północny wschód od Barcelony miejscowości Montmelo (miejscowi wypowiadali to Monmelo lub Monfmelo). Podróż regionalną linią kolejową R2 ze stacji Clot-Arago zajmowała nam 25-30 minut do stacji Montmelo, z dworca na tor kolejne 30 minut pieszo.

Pierwszy raz na tor wybraliśmy się w czwartek po południu, aby zajrzeć do boksów i zapolować na autografy podczas Public Pit Lane Walk. Pierwsza część planu udała się w stu procentach – z bliskiej odległości mogliśmy podejrzeć pracę mechaników w garażach teamów i przyjrzeć się wyścigowym bolidom F1. Z autografami było już trochę gorzej… głównie z powodu tłumu, jaki otaczał każdego rozdającego autografy kierowcę.

Dopchać się było ciężko, a nie mieliśmy ochoty czekać w miejscu, gdzie tłum był mniejszy, z nadzieją, że może ktoś tam podejdzie. Woleliśmy zobaczyć co i kogo się dało i przejść do F1 Village (wielki namiot ze sceną i sklepikami za główną trybuną), gdzie o 17:30 miał zjawić się Fernando Alonso.

Tam tłum hiszpańskich fanów był już nie mały, ale udało nam się znaleźć miejsce blisko sceny. Ostatecznie po prawie 40 minutach oczekiwania zjawił się Fernando. Wpadł na scenę, zamienił kilka zdań z prowadzącym spotkanie i przeszedł do strefy gier, gdzie miał przejechać kilka okrążeń w symulatorze F1.

Po kilkunastu minutach znowu pojawił się na scenie, a po chwili ruszył do wyjścia. Wtedy zatrzymał się na kilka sekund przy kibicach i złożył podpisy na podsuwanych mu gadżetach. Całkiem przypadkiem stanął naprzeciw Ewy, która podsunęła mu do podpisania program wyścigu. Teraz możemy się chwalić autografem dwukrotnego mistrza świata.

Piątek był pierwszym dniem, kiedy mogliśmy obejrzeć bolidy w akcji, ponieważ w planie dnia były treningi wszystkich startujących w ten weekend serii oraz kwalifikacje GP2. Większość dnia chcieliśmy poświęcić jednak na zwiedzanie miasta dlatego na tor pojechaliśmy z samego rana. Trochę dziwnie czuliśmy się wychodząc z hotelu w krótkich spodenkach kiedy dookoła nas widzieliśmy hiszpanów w długich spodniach i kurtkach, ale widać miejscowi mają trochę inne odczuwanie ciepła.

Ten dzień na katalońskim torze to tzw. „Free friday”, czyli okazja do wejścia prawie na każdą trybunę. Wyjątkiem były trybuny C, E i N, które przeznaczono wyłącznie dla posiadaczy biletów jednodniowych. Oczywiście skorzystaliśmy z tego i sprawdziliśmy jaki widok oferują poszczególne miejsca toru.

Najmniej ciekawa jest chyba trybuna główna – przejeżdżające bolidy rozwijają tutaj co prawda największą prędkość i można zobaczyć pit stop na żywo, ale tak w sumie dzieje się tam najmniej i szanse na zobaczenie dobrych manewrów są niewielkie.

Większość trybun i miejsca ogólnego dostępu (czyli na trawnikach) z pomocą telebimów pozwalają bardzo komfortowo obserwować to co dzieje się na torze, a ponadto najczęściej mamy tam widok na więcej niż jeden zakręt. Jak się okazało nasza trybuna oferuje dużo lepszy widok niż się tego spodziewaliśmy i zdecydowanie nie chcielibyśmy jej zamienić na inną.
W porannej sesji odbywały się treningi F1 i GP2 – na żywo prędkość bolidów robi duże wrażenie. Nie spodziewałem się, że dźwięki silników i wydechów poszczególnych bolidów będą się od siebie aż tak różnić.
Nigdy nie miałem okazji usłyszeć na żywo dźwięku V ósemek sprzed 2014 roku, za którymi tak wielu kibiców tęskni, ale pamiętam z transmisji telewizyjnych to charakterystyczne „wycie” przerywane na ułamki sekund zmianą biegu.
Dźwięk widlastej szóstki jest dużo bardziej stłumiony (co w sumie jest naturalne) i bardziej basowy. Za to ryk GP2 jest o wiele głośniejszy i bardziej zbliżony do dźwięku silników Formuły 1 z przed 2014 roku. Trening F1 bez problemu obejrzeliśmy bez zatyczek do uszu, GP2 po pewnym czasie było zbyt uciążliwe.
O tym co zobaczyliśmy w sobotę i jak wyglądały emocje podczas wyścigu przeczytacie w kolejnej części.